Ustka, witamy w porcie. Port w Ustce znajduje się u ujścia rzeki Słupi. i jest największym portem rybackim w Polsce. Na stałe stacjonuje w nim 76 kutrów rybackich, a co roku przeładowuje się tu od kilku do kilkunastu tysięcy ton ładunków, cumują tutaj też kutry, statki wycieczkowe i żaglówki.Józef Chełmoński, „Polna droga”; fot. Ewa Micke-Broniarek Józef Chełmoński, Wrocław 2005, str. 68 Aż po kres XVIII w. artyści polscy należeli do mniejszości pośród sprowadzanych przez ówczesnych feudalnych mecenasów twórców z Italii czy Francji. Mniej więcej w czasie zmierzchu epoki stanisławowskiej wyodrębnił się pejzaż jako autonomiczny gatunek w malarstwie polskim. Natchnieniem początkowo służyły weduty Canaletta czy akwarelowe obrazy Norblina. Za ich przykładem z upodobaniem utrwalano uroki odkrywanego przez rodzimych twórców krajobrazu. Rozwój sztuki polskiej przełomu XIX i XX w. przebiegał w sytuacji utraty przez Polskę państwowości na ponad sto lat. Nic więc dziwnego, że atrakcyjność haseł romantyzmu polegała szczególnie na ideologii wolności, przechwytywanej i angażowanej w sprawy narodowe. Wyrazem tej samej strategii było malarstwo historyczne, zbieranie pamiątek przeszłości, a wreszcie sentyment wobec ojczystego krajobrazu. Czyż poszukiwanie polskości w naszym dziewiętnastowiecznym malarstwie nie zadziałało niczym odruch bezwarunkowy, podpowiedź zbiorowego instynktu samozachowawczego w sytuacji bezdomności narodu? W 1887 r. powrócił do Polski, po dwunastoletnim pobycie w Paryżu, Józef Chełmoński. Uciekł od wielkomiejskiego zgiełku paryskiego życia. Ojczyznę powitał płaczem. Jedynie tak mógł wyrazić swą pełną wzruszenia radość. Stanisław Witkiewicz, przyjaciel artysty, wspominał: „[…] Szliśmy dalej przez jesienne ścierniska, przez nasypy żółtych piasków, aż ku dalekim borom sosnowym. Szliśmy bez celu określonego, naprzód i nazad, za wrażeniami, za obrazami, gadając z ziemią, która głucha dla mieszczan, tysiącami głosów szeptała nam do ucha…”[1]. Swoją przystań odnalazł Chełmoński w niewielkim dworku – Kuklówce. Powrót w ojczyste strony po jakże trudnym, bolesnym doświadczeniu śmierci dwójki dzieci oraz odejścia żony, przyniósł z czasem duchowe wytchnienie. Chełmoński całe dnie samotnie przemierzał pola, łąki, lasy, odnajdując w utajonym, a wciąż odradzającym się życiu natury jej przedwieczną mądrość i harmonię. Gros swoich obrazów namalował w pracowni. Dopiero na ostatnim etapie swojej twórczości, już w Kuklówce, zaczął malować w plenerze. Niekiedy wymagało to od artysty nie lada poświęcenia. Tak rzecz się miała w przypadku obrazu „Kuropatwy”: wczesnym rankiem, aby zająć w miarę dogodną pozycję obserwatora, Chełmoński położył się w kożuchu… na śniegu. Obraz bezbronnego, zmarzniętego stadka ptaków przywoływał wspomnienie tułaczki polskich zesłańców w bezkresach Syberii, z całym tragizmem ich osamotnienia i niepewnego losu. W odczuciu pokoleń Polaków malarstwo Chełmońskiego wciąż funkcjonuje na prawach kulturowego wzorca, etosu polskości. A przecież nie szukał wyjątkowych motywów: „Łąka z kaczeńcami”, „Zając wśród zboża”, „Babie lato”, „Odlot żurawi” ,Polna droga” – to opowieść o doświadczaniu swojego istnienia w spójności z całością natury. Fantastyczny „Krajobraz górski z wodospadem” Franciszka Lampiego roztacza przed nami scenerię krajobrazu idealnego, który powołała do życia wyobraźnia twórcy, a jego samowystarczalna wizyjność obywała się bez plenerowych studiów. Współcześni Lampiemu, początkowo tę ignorancję wobec „podpowiedzi natury”, potraktowali jako cenny zwrot w kierunku kreacji, a nie tylko odtwarzania. Ci sami krytycy dziesięć lat później, pod wpływem presji orientacji realistycznej orzekli, że obrazy Lampiego nie mają ojczyzny: „skały nie włoskie, drzewa nie nasze, zieloność nie znana”[2]. Polskie pejzaże z pewnością tę ojczyznę posiadają. Rozpoznajemy ją bez trudu po piaszczystej, polnej drodze i łąkowych makach… dzięki Chełmońskiemu. [1] A. Ligocki, Józef Chełmoński, Warszawa 1983, s. 5. [2] J. Kenig, Wystawa Sztuk Pięknych w Warszawie, „Gazeta Warszawska” 1841, nr 172, s. 4. Skrót artykułu: Aż po kres XVIII w. artyści polscy należeli do mniejszości pośród sprowadzanych przez ówczesnych feudalnych mecenasów twórców z Italii czy Francji. Mniej więcej w czasie zmierzchu epoki stanisławowskiej wyodrębnił się pejzaż jako autonomiczny gatunek w malarstwie polskim. Natchnieniem początkowo służyły weduty Canaletta czy akwarelowe obrazy Norblina. Za ich przykładem z upodobaniem utrwalano uroki odkrywanego przez rodzimych twórców krajobrazu. Józef Chełmoński, „Polna droga”; fot. Ewa Micke-Broniarek Józef Chełmoński, Wrocław 2005, str. 68
Prawykonanie 'Sinfonietty’ Sebastiana Szymańskiego, a także 'Legenda’ Henryka Wieniawskiego na orkiestrę smyczkową oraz 'Fantazja polska’ na fortepian i orkiestrę zabrzmią w Centrum Sztuki Mościcie w Tarnowie podczas koncertu 'Jest takie miejsce, taki kraj’ chóru i orkiestry Rondine. Solistką będzie tarnowska pianistka
Edward M. Urbanowski Jest z życiu człowieka taki moment, gdy musi się zatrzymać. Wyrównać oddech, odpocząć i w spokoju sprawdzić – często po raz pierwszy – azymut, czy aby dobrze idzie. To ważna chwila i nie wolno zbyt szybko zrywać się do dalszego biegu. Należy rzetelnie podsumować i ocenić zakończony etap, a przede wszystkim, szczerze odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytanie: Czy to, co robiliśmy dotychczas miało jakiś sens, jakąś wartość? Wystawienie sobie sprawiedliwej oceny jest rzeczą trudną, a powiedziałbym nawet, niemożliwą. Niech zrobią to inni! Oto mamy przed sobą książkę „Jest takie miejsce jest taki kraj” w której to Kazimierz Andrzej Zych podjął się niełatwego zadania, opowiedzenia o sprawach, miejscach i osobach które dla niego są najważniejsze. To – w istocie – jest historia człowieka, który z wyraźnie oznaczonego miejsca, ma odwagę zaprezentować szerokiej publiczności własne poglądy, oceny i czyny. Ale nie tylko. W książce znalazły miejsce również teksty innych autorów, które ze względu na poruszane tematy czy wspominane osoby, K. A. Zych uznał za ważne. Obszar zainteresowań, wyrażony w tekstach Kazimierza Andrzeja Zycha, jest imponujący. Jest tu historia Wołomina, powiatu wołomińskiego i Polski. Jest polityka lokalna i ogólnokrajowa. Są sprawy społeczne jak i informacje o aktualnie (czyli w dniach pisania tekstu) dziejących się wydarzeniach w kraju i w najbliższej okolicy. Nierzadko, są to cenne przypisy historyczne, jak chociażby informacja (szkoda, że tak lakoniczna) o życiu społeczno – politycznym miasta w latach 1988 – 1991. Jest to duży, wzbudzający szacunek, dorobek autora. To setki tekstów publikowanych w Wieściach Podwarszawskich, Życiu Powiatu Wołomińskiego i Głosie Powiatu odnalezionych w domowych archiwach autora. Tak obszerny wybór tekstów udało się pomieścić w dwu tomach. W pierwszym znalazły się tematy poświęcone Wołominowi i okolicy, a w drugim, szeroko rozumiane problemy ogólnopolskie. Mam nadzieję, że zapoznanie się z tą książką nie będzie dla czytelnika straconym czasem.
Jest takie miejsce, taki kraj . Szkoła Podstawowa im. Tadeusza Kościuszki w Nowej Wsi · Original audio
Mało kto wie, że to jedyny kraj na całym świecie, który w ten sposób upamiętnia wkład Polaków w rozwój cywilizacyjno-kulturowy Ameryki Łacińskiej. Bezustannie czyni to również założona w roku 1960 Biblioteka Polska im. Ignacego Domeyki w Buenos Aires. Polacy w Argentynie Korzenie Polonii w Argentynie sięgają XIX wieku. Na argentyńskiej ziemi Polacy znaleźli się w okresie wojen napoleońskich biorąc udział w walkach wyzwoleńczych. Napłynęli tam w większych grupach po powstaniu listopadowym, a następnie styczniowym – oni i ich potomkowie byli założycielami w 1890 r. pierwszej polonijnej organizacji w Ameryce Południowej – Towarzystwa Polskiego. Decydujący w historii Polaków w Argentynie był jednak przełom XIX i XX wieku. 8 czerwca 1897 r. z Europy do Buenos Aires przypłynęło czternaście chłopskich rodzin z Małopolski, które dały początek ruchowi polonijnemu w tym kraju. Na północy Argentyny w prowincji Misiones zajęli się uprawą herbaty i yerba mate. Polacy, zachęceni przez agencje niemieckie tanią ziemią, darmowymi polowaniami, brakiem podatków, masowo emigrowali wówczas nad Rio de la Plata w poszukiwaniu godnego i szczęśliwego życia. Jednym z nich był młynarz Julian Szychowski – jego syn Jan (Juan) Szychowski był założycielem rodzinnego przedsiębiorstwa znanego dziś w świecie z produkcji yerba mate Amanda. Kolejna fala migracyjna to rok 1905, kiedy po stłumieniu przez carat protestów w Królestwie Polskim wyruszyli licznie do Argentyny robotnicy. I tak pod koniec 1921 r. mieszkało w niej ogółem około 32 tys. polskich emigrantów. Do grona tego, po zakończeniu I wojny światowej i konfliktu z bolszewicką Rosją, dodać należy rzeszę Polaków, która wyjechała za przysłowiowym chlebem nie mogąc znaleźć swego miejsca w granicach odrodzonej Rzeczypospolitej. Wśród nich znajdziemy pisarza-robotnika Floriana Czarnyszewicza – dziś już bardziej rozpoznawanego za sprawą niesamowitej powieści Nadberezyńcy opisującej losy ludności żyjącej w okolicach Bobrujska w początkach XX wieku – który w jednej ze swoich książek (Losy pasierbów) ukazał koleje życia na argentyńskiej ziemi takich jak on emigrantów. Okładka powieści Floriana Czarnyszewicza, „Losy pasierbów” Paryż 1958 Ignacy Domeyko – patron Biblioteki Polskiej w Buenos Aires (Wikimedia Commons) Przez cały okres międzywojenny Polonia argentyńska powiększyła się o 150 tys. osób, w tym o słynnego Witolda Gombrowicza. Liczba ta wzrosła o kolejne 20-22 tys. osób w wyniku II wojny światowej: Argentyna stała się wówczas nowym domem zwłaszcza dla przybywających tu wraz z rodzinami wojskowych, którzy powrócić do spokojnego życia w ojczyźnie nie mogli lub nie chcieli (dając ten sposób wyraz sprzeciwu wobec nowej, komunistycznej rzeczywistości w Polsce). W tej grupie znalazł się andersowiec, inżynier Jerzy Woszczynin, który pozostawił po sobie w ogóle nie znaną w Polsce spuściznę literacką o różnorodnej tematyce – „od reminiscencji wojennych do refleksji, które zrodziła pampa argentyńska”. Ci wszyscy Polacy (chłopi, robotnicy, ale także ludzie wykształceni: inżynierowie, lekarze, itd.) odegrali znaczącą rolę w dziejach Argentyny – położyli podwaliny pod różne gałęzie argentyńskiego przemysłu, odcisnęli piętno na lokalnej sztuce i kulturze. O tym Argentyńczycy pamiętają i za to są im wdzięczni, czego przejawem jest rok rocznie odbywający się w czerwcu tydzień imprez kulturalnych poświęconych Polsce i Polakom. Serce polskości Określenie w ten sposób Biblioteki Polskiej im. Ignacego Domeyki w Buenos Aires wydaje się nie być przesadzone. Ta działająca formalnie od czerwca 1960 r. instytucja przez wszystkie lata godnie realizowała ideę wyrażoną w 1809 r. przez Towarzystwo Przyjaciół Nauk w Warszawie: „Cokolwiek Ojczyzny się tyczy – zgromadzić i od niepamięci zachować, szczególnie zaś przywiązanie do Niej w rodakach ożywić, utrzymać, rozszerzać”. Pomysł powołania do życia polskiej biblioteki w Argentynie pojawił się, kiedy Polacy na całym świecie przygotowywali się do jubileuszu 1000-lecia Państwa Polskiego. W założeniu inicjatorów przedsięwzięcia placówka, obok funkcji biblioteki, miała pełnić również rolę Instytutu Polskiego promującego kulturę polską w Argentynie i całej Ameryce Południowej. „Ufundowanie biblioteki właśnie teraz – uzasadniali – napawa nas wiarą w trwałość jej bytu. I dlatego właśnie, gdy tylko rozpoczęły się pierwsze zebrania tej grupy ludzi, która wzięła na siebie trudy organizacyjne, od razu postanowiono, że powstanie tej instytucji naukowej będzie żywym pomnikiem naszej tysiącletniej kultury”. Wycinek z „Kuriera Polskiego” z 2 VI 1960 r. informujący o inauguracyjnym zebraniu członków założycieli Biblioteki (ze zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie) Ten trud wziął na siebie Komitet Organizacyjny w składzie którego znaleźli się: Natalia Dąbrowska, Tadeusz Dąbrowski, Waleria Fuksa, Zdzisław Gałaczyński, Maria Szumowska, Wiktor Ostrowski, Stanisław Szwejs, Tadeusz Tabaczyński, Włodzimierz Woysław. Utworzono fundusz biblioteczny, na który wpłacano dobrowolne kwoty na rzecz nowopowstającej instytucji. Walne zebranie powołujące do życia Towarzystwo Biblioteka Polska im. Ignacego Domeyki (pierwotna nazwa Biblioteki) odbyło się 4 czerwca 1960 r. Wybrano na nim pierwszego prezesa placówki Jeremiego Stempowskiego, który tę funkcję (z przerwami) sprawował do końca życia, a więc 17 lat. Na liście członków założycieli figurowało 80 osób. Byli to „zacni Polacy” działający na całym świecie wśród których odnotować warto: Aleksandra Jantę, Witolda Małcużyńskiego, Wiktora Ostrowskiego, Józefę Radzymińską, wspomnianych Floriana Czarnyszewicza i Witolda Gombrowicza, a także potomka Ignacego Domeyki – Kazimierza Domeykę, który po swoim przodku przekazał na rzecz towarzystwa wiele cennych pamiątek. „Pierwszą siedzibą Biblioteki był, ofiarowany przez Karola hr. Orłowskiego, pałacyk z XIX wieku, zwany Quinta Dorrego”. Po kilku latach „błąkania się w przypadkowo wypożyczanych lokalach” w 1964 r. podjęto decyzję, by dobudować na rzecz instytucji skrzydło na posesji Związku Polaków w Buenos Aires przy ul. Serrano 2076 (później nazwę ulicy zmieniono na Borges), gdzie mieści się do dnia dzisiejszego. Umożliwiła to donacja inżyniera Jana Kadencego, który w testamencie przeznaczył na ten cel znaczną sumę pieniędzy. Uroczysta inauguracja nowej siedziby Biblioteki odbyła się 30 kwietnia 1966 r. W dziesiątą rocznicę powstania „wzbogaciła się” ona z kolei o ofiarowane przez artystę-rzeźbiarza Adolfa Gletta popiersie z brązu swojego patrona Ignacego Domeyki. Zbiory Muzeum Imigracji w Buenos Aires dot. żołnierzy 2 Korpusu Polskiego (fot. Diana Maksimiuk) Wernisaż wystawy przygotowanej przez Bibliotekę „Domeyki” i Stowarzyszenie Wspólnota Polska o Florianie Czarnyszewiczu – Białystok, 6 XII 2017 r. (fot. Paweł Murawski) Początkowe lata funkcjonowania Biblioteki szybko zaowocowały zgromadzeniem pokaźnego księgozbioru kompletowanego „z darów, zakupów i wymiany”. „Domeykę” wspierały polskie instytucje z Paryża, Londynu, Nowego Jorku, Rapperswilu i wiele osób prywatnych przekazujących kolekcje rodzinne. Gromadzeniu i systematyzowaniu zbiorów od samego początku towarzyszyła działalność kulturalna, naukowa i edukacyjna. Organizowano spotkania literackie, wystawy, wykłady, przedstawienia teatralne. Z inicjatywy kolejnego prezesa – Ireny Nawrot – Biblioteka włączyła się w propagowanie języka polskiego i rozpoczęła regularne lekcje tego języka dla zainteresowanych. W ten oto sposób udało się przez lata zorganizować na kontynencie południowoamerykańskim największą polską książnicę, a może i ośrodek kulturalno-naukowy. Dziś jest ona także członkiem Stałej Konferencji Muzeów, Archiwów i Bibliotek Polskich na Zachodzie. Jak każda zapewne instytucja Biblioteka Polska w Buenos Aires przez 60 lat istnienia miała swoje wzloty i upadki. Niewątpliwie najbardziej dotkliwy i smutny był dla niej rok 2005, kiedy pożar strawił część budynku, a zbiory doznały poważnych uszkodzeń. Po przejściu tych trudności, przede wszystkim dzięki środkom uzyskanym ze Stowarzyszenia Wspólnota Polska, instytucja nadal prężnie działa pod kierownictwem Pani Marty Bryszewskiej i może się poszczycić pokaźnym księgozbiorem (składa się na niego ponad 22 tys. jednostek inwentarzowych obejmujących literaturę polską i polonika, roczniki prasy i czasopism polonijnych oraz zbiór blisko 300 filmów). W roku 2019 przyznano jej nagrodę im. Andrzeja Stelmachowskiego. Z pewnością przez wiele kolejnych lat Biblioteka będzie nadal owocnie realizować motto swojego Patrona: „Żyjąc – być użytecznym dla drugich, inaczej bowiem nie żyć”. Jana Pawła II w Rokitnie: Jest takie miejsce 253 views, 4 likes, 10 loves, 1 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Zespół Szkół Społecznych im. Jana Pawła II w Rokitnie: Jest takie miejsce u zbiegu dróg, Gdzie się spotyka z zachodem Jest takie miejsce, taki kraj Z okazji Narodowego Święta Niepodległości uczniowie Szkoły Podstawowej nr 9 w Częstochowie przygotowali spektakl słowno-muzyczny pt. „Jest takie miejsce, taki kraj”, z którym 14 listopada wystąpili w kościele Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej.Dziękuję – podkład muzyczny. 20,00 zł. Podkład muzyczny do piosenki „Dziękuję”. W oryginale piosenkę wykonuje zespół „Małe TGD”. Świetna piosenka dla dzieci, która jest podziękowaniem za wszystko co w życiu ważne. Piosenka nadaje się na różnego rodzaju występy, koncerty i konkursy, sprawdzi się również np na
Podkład muzyczny do piosenki pt. "Deszcz jesienny" w nowej wersji aranżacyjnej. Świetny utwór na patriotyczne występy, koncerty, akademie szkolne - polecam wszystkim :) Piosenka bardzo dobrze się sprawdzi np. na uroczystościach z okazji Święta Odzyskania Niepodległości, na obchodach rocznicy Podpisania Konstytucji (3 maja), obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego i wielu innychTekst piosenki jest poniżej. Podkład jest taki sam jak na filmie Jest takie miejsce - taki Kraj - podkład muzyczny. 20,00 z Tekst utworu. Jest takie miejsce u zbiegu dróg, Gdzie się spotyka z zachodem wschód…. Nasz pępek świata, Nasz biedny raj…. Jest takie miejsce, Taki kraj. Nad pastwiskami ciągnący dym, Wierzby jak mary, w welonach mgły…. 4f24Y3.